poniedziałek, 30 września 2013

ten VWspaniały 2012

 I wtedy wchodzę ja cała w bieli ( a właściwie w białym busie ), mam na imię Karolina, jeżdżę białą westfalią, jest 28 styczeń 2012 roku, postanawiamy z Wojkotem pojechać na  ognisko organizowane przez klub Górny Śląsk. Przy nieco chłodnej temperaturze otoczenia, termometry pokazywały -13 stopni pierwszy raz poznajemy się z  busową bracią, nowi są także Weronika i Wojbe oraz na chwil parę wpada DGRad ze swoją maleńką córeczką Alicją, Kazik_49 przygrywa swoje hity "hej! polej, polej, lej!".
Kluczowy okazuje się grzaniec na bazie wina z dodatkiem owoców i przypraw, niektórzy ten smak zapamiętają na dłużej - również przez towarzyszący kolejnego dnia ból głowy. Na tyle dobrze poczuliśmy się w busowym towarzystwie, że jeszcze tego samego wieczoru razem z Multimatami planujemy jakieś zimowe spotkanie. Tak powstaje pomysł na I zimowy zlot. Na miejsce zlotu wybieramy Niedzicę, głównie z tego powodu, że kemping jest czynny i chętnie nas przyjmą o tej porze roku. Zlot odbywa się 17-19 lutego i przyjeżdża na niego więcej busów niż można się było spodziewać. Temperatura w nocy spada do -13, Magdzie i Mścigniewowi przymarza wycieraczka do podłogi w busie, a Marianowi jest trochę chłodno nad ranem - pewnie przez uchylone drzwi, Mati zatrzaskuje sobie kluczyki w busie, a Dreg wozi leniwych na stok, oddalony o kilkaset metrów od busów. Łączymy przyjemne z jeszcze przyjemniejszym, bo spędzamy ten czas razem, ale też jeździmy na nartach, zwiedzamy zamek w Niedzicy i już planujemy.

 
Organizujemy wycieczkę do kopalni Guido, 4 marca zjeżdżamy 320 m pod ziemię i z bliska przyglądamy się pracy górników, Marian opowiada o swojej pracy pod ziemią. Ciężki kawałek chleba. Żegnamy zielonego busa Magdy i Mścigniewa i witamy pierdzącego dymem Forda - ktoś widział jak startuje ta maszyna? Nikt nie miał prawa widzieć, ponieważ pokrywa go dym tajemnicy - dosłownie dym, siwy dym z rury wydechowej.
 
Jeszcze w tym samym miesiącu pogoda robi się wiosenna i dostajemy zaproszenie od regionu małopolskiego na spota. 24-25 marzec jesteśmy w Kryspinowie i na Fortach, balujemy do samego rana, to tu nogę łamie żeliwny garnek na pieczonki, potrącony Fordem przez Mścigniewa, Pietroza dostaje przydomek Dj Pietroza (bohatersko spał w swoim busie mimo głośnej muzyki, którą sam włączył i nie pozwolił wyłączyć) i powstaje anegdota o stoliku ( mieliśmy z uwagi na małego Stefanka nie używać brzydkich słów, każdy się starał - motyla noga - i kiedy czujność spadła do zera mały dostaje kawał szczapy drewna jako podporę pod kija do kiełbaski, każdy docenia, że Stefanek tak fajnie smaży kiełbasę w ognisku i wtedy pojawia się pewien kolega i ryczy "ale masz zaj....y stolik" - mały nie zdążył zjeść kiełbasy, z piskiem opon odjechali z tatą do domu, nigdy więcej nie spotkaliśmy się ze Stefankiem ).

 
Idzie wiosna, trzeba pomyśleć o urlopie, nad morze za daleko, więc wymyśliliśmy sobie VWiosenne VWakacje i od 28 kwietnia do 4 maja siedzimy nad zalewem Czorsztyńskim. Jest to zlot nie zlot dla nas szczególny, bo zaczęliśmy myśleć o sensownej organizacji i atrakcjach, jest spływ Dunajcem, rajd turystyczny, potatogun, zajęcia z jogi, alkosztafeta męska i damska, są kajaki do wypożyczenia, jest baranina z pieca na pożegnalnym ognisku, a każdy bus dostaje torbę zlotową na wyposażenie, są butony i ogólnie jest doskonale, zwłaszcza przy loterii fantowej, kiedy Kaszub przepuszcza całą kasę na fanty i wygrywa puszkę z Pomapolu, którą sam ofiarował na szczytny cel loterii fantowej. Hitem muzycznym zostaje http://youtu.be/182a0LHYgFk Ala nie wali mu pały, przyznam szczerze z rocznym opóźnieniem. Spływ Dunajcem udaje się idealnie, autokar to strzał w dziesiątkę, poza drobnym opóźnieniem kiedy Mikesz poszukuje bankomatu w całym mieście, atmosfera w autokarze gęstnieje. Codziennie rano, jeśli tylko dopisuje pogoda prowadzę zajęcia z jogi, czasami kursanci, czasami prowadząca mają słabszy dzień na robienie świecy :) Maskotką zlotu został potatogun, którym wystrzeliwaliśmy ziemniory do zalewu, każdy ma taką maskotkę na jaką zasłużył. Przy ognisku przygrywa Kaziu i gość specjalny z hiszpani na ukulele wow!, śpiewa syn Jokera Krzysiek - Nirvana dla mnie majstersztyk :) To był wspaniały długi weekend trzeba to kiedyś powtórzyć. Koniecznie
 



 
 19-20 maj DomiBibas i lukasz_katowice organizują spota nad zalewem Nakło-Chechło, przyjeżdża kilka busów, robimy ognisko, a później szukamy koleżanki, która obrażona schowała się za busem, ale tego na początku nie wiedzieliśmy i poszukiwaliśmy jej wszędzie, błagając stróża o oświetlenie całego pola wszystkimi rodzajami światła, przekonani, że ktoś mógł porwać ów koleżankę, osobiście uczestniczyłam w poszukiwaniach i jedyne kogo odnalazłam to drzemiącego wędkarza w śpiworze, a myślałam, że to martwa koleżanka :) pan nie był zachwycony pobudką, jakoś mu się nie dziwię.
 
W maju mamy dzień mamy, który postanawiamy spędzić w najlepszy busowy sposób - na łonie natury, cały weekend 25-27 maja wygrzewamy leniwie się na słońcu. Scheriff zabiera swoją mamę, Wojkot swoją , ja swoją, Kubuś i Paula przyjechali z Multimatową ( rzecz oczywista ), pojawiła się Kinga z Sebastianem i małym Maxem, jest też pies mojej teściowej. Prawdziwy Dzień Matki, zajadamy się ciastami i innymi smakołykami, dzieci taplają się w wodzie, bo jesteśmy na Przeczycach, istna sielanka. Na noc decudejmy się zostać tylko w dwa busy my i Multimaty. Magiczna noc. Podczas tego weekendu wjeżdżamy na wałek w Górze i oglądamy panoramę Śląska, a chłopaki decydują się na krótki rajd terenowy z górki i z powrotem.

 

W czerwcu jak busowa brać wie, jest Pokrzywna, a skoro tak daleko już zajechaliśmy, to upiekliśmy dwie pieczenie. Pobawiliśmy się na zlocie w Pokrzywnej, wytańczyliśmy się i pojechali na kilka dni w stronę gór Stołowych i Skalnego Miasta w Czechach. Oczywiście spora część Klubu została na Pokrzywnej i moczyła się w basenie - powiedzmy to głośno, nie bójmy się, w raczej rześkiej wodzie.

W sierpniu Multimaty postanwiają nieco odpocząć po trudach roku i bunkrują się nad zalewem Czorsztyńskim na kempingu Łęg, a żeby im smutno nie było to sporo busiarzy ich odwiedza. Jak to bywa w sierpniu noce nie należą do upalnych, ale w dobrym towarzystwie i popijając odpowiednie trunki, ogrzewając się przy ognisku, da się przeżyć.
 
14-16 września to czas zlotu w Zarzeczu, mamy klika projekcji tj. Bomble pokazują swoją fotorelację z wyprawy i Wojbe puszcza nam film The Bus. Wypożyczyliśmy rolbar i mamy swoje zlotowe piwko, a podczas zimnych nocy ogrzewamy się przy ognisku. Domibibas organizuje nam wieczór z grą Daję Głowę i w ogólnym chaosie próbujemy odkryć kto blefuje, a kto stara się wykonać zadanie z gry.
 
23 września Domibibas organizuje spotkanie w Chorzowie w Rebelgarden podczas którego ogląda Śląsk film The Bus, frekwencja dopisuje, wszyscy zadowoleni. Każdy już jest prawie native speaker, bo napisów ani tłumacza nie uświadczysz, ponieważ produkcja niszowa.
 
25 grudnia spotykamy się w Tychach w Gospodzie pod Kogutkiem, pojawiają się nowi zlotowicze bracia xero Bogusz i Radosz, a trzy inne panie noszą pod sercem nowych busomaniaków. Oczywiście jak to bywa przy okazji takich spotkań omawiamy strategię na przyszły rok, znów pojawia się nieśmiało Visła  Wielka i Chatka chemików, ale SORZOGŚ ma inny plan - chcemy robić zloty w nowych miejscach, na nowych kempingach, żeby ze zlotów wracać z nowymi wrażeniami i promować Śląsk.
 
Sylwester organizuje Domibibas i DGRad w Rebalgarden, ci którzy mogą pojawiają się na imprezie, inni w zaciszu domostw spodziewają się potomstwa. Poprzebierani witają nowy busowy rok 2013, zasłyszałam gdzieś, że niektórzy zmarzli :) i nawet kocie futro nie pomogło ;)
 
Tak kończy się rok 2012. Obfitował w wiele atrakcji. Czasem było ich aż nadto. Ale to był dobry busowy rok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz